Kończył się XVI w. i zaczynało się kolejne stulecie. Pewien pobożny sandomierski szlachcic wybrał się w drogę do Gdańska. Ruszył Wisłą, popularnym wówczas szlakiem wodnym. Nie wiedział, że ta podróż odmieni jego życie. I nie tylko jego.
Szlachcic płynął statkiem żaglowym, a na barkach spławiał pszenicę, którą zamierzał spieniężyć ze znacznym zyskiem u gdańskich kupców. Szlachcic się nie mylił: w mieście szybko sprzedał swój towar pewnemu kupcowi, który był protestantem. Już miał opuszczać izbę, w której ubił z nim targu, gdy spostrzegł, że deska zatykająca komin miała na sobie wizerunek Madonny z Dzieciątkiem! Piękna Matka Boża patrzyła na niego ze smutkiem z zakopconego i pokrytego brudem obrazu. Nie może tak być – pomyślał szlachcic – by Najświętsza Panienka zatykała komin u heretyka. Nie dość, że mieszka w domu protestanta, to jeszcze jest taka pohańbiona!
Pierwszy cud
Szlachcic poprosił gdańskiego kupca o odstąpienie mu wizerunku. Tamten jednak ani myślał. Nie godził się nawet za sutą zapłatą, taką bowiem radość znajdował w upokorzeniu katolickiej religii. Ale pokusa otrzymania wielkiej sumy srebrnych monet była silniejsza. Nie wiadomo, który z mężczyzn zaproponował wymianę obrazu na taką ilość srebrnych monet, jaka zakryje cały, niemały wizerunek Bożej Rodzicielki. Zwykle opowiadania wskazują na gdańskiego protestanta. Ten w całym zdarzeniu miał uznać znak przychylności niebios: nieoczekiwanie zarobi jeszcze sporo pieniędzy – i to za kawałek deski, którą za chwilę zastąpi inną.
Szlachcic, uboższy o wiele srebra, ale bogatszy o ocaloną Madonnę, powrócił szczęśliwy do gospody, w której się zatrzymał. Z wolna zaczął przygotowywać się do drogi powrotnej. Gdy zaczął liczyć pieniądze, spostrzegł, że w jego sakiewce nie tylko nie ubyło monet, ale jest ich więcej niż przed ubiciem targu o wizerunek Maryi. Uznał, że musiał się pomylić w rozliczeniach z kupcem. Nie chcąc być złodziejem i oszustem, szybko znalazł się u niego powtórnie. Gdańszczanin zapewnił go jednak, że swoją zapłatę otrzymał. Szlachcic, kręcąc z niedowierzaniem głową, powrócił do gospody.