Niektórzy twierdzą, że chrześcijanie uznający teorię ewolucji Darwina stawiają Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Jeśli ewolucją kierują mutacje losowe, nie możemy uczestniczyć w Bożym planie zdarzeń. Bo jak można istnieć zarówno przypadkiem i według planu, w wyniku prawdopodobieństwa i zamysłu?
Pytanie o możliwość uzgodnienia przypadku z Opatrznością Bożą jest znacznie starsze niż teoria Darwina. Ludzie nie potrzebowali nauki, by dostrzec, że przypadek w jakiś sposób dotyczy życia na ziemi. Każdy z nas jest wynikiem długiego, misternie złożonego łańcucha nieprawdopodobnych zdarzeń. Nigdy nie przyszlibyśmy na świat, gdyby nasi rodzice kiedyś, gdzieś nie spotkali się, a któryś z naszych przodków nie uszedł z życiem z jakichś życiowych opresji. Znaczenie przypadku w sprawach tego świata to również nie nowina dla teologów. Gdyby nos Kleopatry był krótszy, oblicze całego świata wyglądałoby inaczej, pisał Błażej Pascal, zaś św. Augustyn odnotował, że nikt w tym życiu nie uniknie meandrów chaosu i przypadku. A przed nimi Kohelet zanosił się lamentem: czas i przypadek rządzi wszystkim.
Artykuł w wersji oryginalnej („Chance, by Design”) ukazał się w czasopiśmie First Things w grudniu 2012 roku