Wiele osób nie widzi potrzeby rozwoju duchowego,
zwłaszcza że wygodniej jest pozostawać na poziomie
potrzeb materialnych. Zdarza się jednak, że ktoś – na
przykład pod wpływem nawrócenia – dostrzeże
bogactwo duchowych treści. Zaraz więc nabiera
dystansu do zwykłych i przyziemnych spraw.
Równolegle koryguje swoją dotychczasową moralność.
Po pewnym czasie osoba ta widzi siebie jako bardzo
uduchowioną i moralnie nienaganną. Z radością oddaje
się długim modlitwom, chętnie korzysta z wszelkich
dostępnych rekolekcji, gromadzi masowo dewocjonalia.
A jeszcze większych satysfakcji i doznań oczekuje
z przyjmowania sakramentów świętych. Święty Jan
od Krzyża opisuje taką postawę w swym dziele pt.
„Noc ciemna”, nazywając ją łakomstwem duchowym.
Tej postawie nierzadko towarzyszy uczucie dumy
z osiągnięć w doskonaleniu siebie. Osoba, która osiąga
ten poziom, żywi przekonanie, iż wyciszyła wszelkie
niskie pożądania i jest moralnie czysta jak łza.
Gdy zatem nasz łakomczuszek uzyska odpowiedni
pułap pewności co do swej doskonałości, gdy z ziemią
będą łączyć go już tylko buty, właśnie wtedy wszystko
się nagle urywa. Święty Jan od Krzyża ujmuje to tak:
Gdy [duszom tym], jak sądzą, przyświeca światło łask
Bożych, wtedy właśnie Bóg gasi światło.
Od tego momentu rozpoczyna się „ciemna noc
duszy” – człowiek traci duchową busolę, orientację
co do celu i sensu, ma poczucie opuszczenia przez
Boga i wystawienia na przypadkowość zdarzeń,
zwodniczych i demonicznych sił. Przeżywa straszną
wewnętrzną pustkę. W niczym nie znajduje ukojenia,
nawet w modlitwie, która wtedy właśnie sprawia
największe trudności. „Ciemna noc” przeżywana jest
tak, jakby miała się nigdy nie skończyć, dlatego bywa
porównywana do duchowego piekła.
Taki stan podobny jest do depresji psychicznej.
Depresja ma jednak przeciwne przyczyny, wynika z utraty
jakichś dóbr, często materialnych. Stan „nocy duszy”
następuje w trakcie przyswajania dóbr duchowych. Nie
jest wynikiem niepowodzeń życiowych, wręcz przeciwnie.
Poza wszystkim to Bóg zsyła to doświadczenie jako
potrzebny, a w wielu wypadkach nawet konieczny, epizod
rozwoju duchowego. W końcu przychodzi moment, kiedy
Bóg daje wreszcie łaskę pocieszenia, i tak jak ta „noc”
raptem się zaczęła, tak też się kończy.
Stan „nocy duszy” podobny jest też do stanu acedii,
jednak nim nie jest. Za acedią bowiem stoi Szatan – jest
skutkiem ulegania jego pokusom odrywania się od
bieżących obowiązków i tęsknoty za czymś innym.
Wywołuje horror loci – człowiek nie jest w stanie skupić
się na czymś konkretnym ani wysiedzieć w jednym
miejscu. Acedia była opisywana przez myślicieli
chrześcijańskich już od czasów starożytnych. Zły duch,
nazywany przez ojców pustyni „demonem południa”,
wykorzystuje słabości ludzkiej woli i niedojrzałość
charakteru – skłonność do wygody, niecierpliwość, pychę,
nieposłuszeństwo – by człowiek żył bardziej mirażem
niż teraźniejszością po to tylko, aby nie wykonywał
dobrze swych obowiązków. Stan ten sytuuje się bardziej
w przestrzeni grzechu (przez wielu identyfikowany
z lenistwem) niż choroby depresji czy oczyszczenia
duchowego.
Doświadczenie „nocy ciemnej” jest tymczasem
oczyszczające: z przywiązania do rzeczy błahych,
przekonania o własnej doskonałości oraz ze wszelkich
innych przejawów pychy. Dla autentycznego duchowego
rozwoju jest to często niezbędne katharsis duszy.