Muzyka satanistyczna była obecna w moim życiu przez 15 lat. Myślałam, że to tylko nieszkodliwe dźwięki, które służą rozrywce i nie mają wpływu na moje życie duchowe i relacje społeczne. Próbowałam siebie oszukiwać i wmawiałam sobie, że choć może są tam bluźniercze i antychrześcijańskie treści, to one mnie zupełnie nie interesują, bo przecież nie ja je tworzę i wypowiadam. Myliłam się… - świadectwo Marty
Urodziłam się i wychowałam w rodzinie katolickiej, w której nie było przemocy ani uzależnień. Otrzymałam wszystkie sakramenty, uczęszczałam regularnie na Msze św. i – przynajmniej do pewnego czasu – regularnie praktykowałam modlitwę. Niestety, to życie chrześcijańskie było w moim domu bardzo przeciętne. Nikt z nas nie angażował się w nic ponad to, co było konieczne. Nie pamiętam również, aby na porządku dziennym było czytanie Pisma Świętego. Mama była bardziej religijna niż ojciec, który chodził do Kościoła raczej z przyzwyczajenia lub towarzysko.
„Zła religia”
Moje życie i poglądy zaczęły się zmieniać, gdy skończyłam 15 lat. W pierwszej klasie liceum poznałam kolegę, z którym szybko się zaprzyjaźniłam. Nie byłam duszą towarzystwa, miałam tak zwany trudny charakter, który objawiał się bardzo silnym indywidualizmem. Dodatkowo sytuację pogarszał fakt, że byłam jedynym dzieckiem moich rodziców, przyzwyczajonym do pozostawania w centrum uwagi. Pamiętam, że był to czas, gdy – podobnie jak większość młodzieży – wciąż popadałam w różne konflikty z rodzicami, szczególnie z tatą, który próbował wychowywać mnie według dość surowych reguł...